Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/521

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

z radością młodzieniec. — Jakże pomyślną przynosisz mi wiadomość! Kiedyż będę mógł objąć to miejsce?
 — Nie tak prędko... Musisz zaczekać sześć miesięcy.
 — Sześć miesięcy! O jakże to długo!...
 — Drobnostka, dla tak pilnego jak ty pracownika. W oczekiwaniu na tę oznaczoną chwilę, będziesz mógł odbywać studya w Salpetrières, a zarazem odwiedzać moją kuzynkę i jej córkę. Zdaje mi się, że to skróci czas tobie o wiele — dodał ksiądz z uśmiechem.
 — Masz słuszność opiekunie. Będę cierpliwie oczekiwał.
 — Lecz jeszcze powiem warunek...
 — Cóż takiego?
 — Chcąc objąć przyrzeczone ci to miejsce, będziesz zmuszonym wyjechać z Paryża...
 Lucyan pobladł na te wyrazy.
 — Wyjechać z Paryża? — powtórzył drżącym głosem.
 — Tak. Zmiana miejsca jest nieuchronną. Przytułek dla obłąkanych, w którym jako doktor asystent obejmiesz obowiązek, znajduje się w departamencie Yonne, w Joigny.
 Zasępione oblicze Lucyana rozpogodziło się nagle.
 — Ach! jakże mnie przestraszyłeś, księże d’Areynes — zawołał z uśmiechem. — Sądziłem, że chodzi o wydalenie się gdzieś na koniec świata!... Wszakże Joigny, to prawie przedmieście Paryża. Dwie godziny jazdy drogą żelazną. To spacer, przechadzka!
 — Przechadzka nieco za długa! — wyszepnęła Blanka z niezadowoleniem.
 — Ależ nie! — odparł ksiądz Raul. — Lucyan będzie mógł raz w tydzień wyjechawszy rannym pociągiem, przybyć do Paryża, do was na śniadanie, a wyjechawszy wieczorem około dziesiątej, stanąć w Joigny o północy. Składa się więc wszystko bardzo dobrze.
 — Raz w tydzień tylko?... to bardzo mało — wyszepnęła Marya-Blanka.
 — Ha! na tym świecie, trzeba umieć się zadowolnić i małem — odparł ksiądz d’Areynes, zamieniając z Henryką znaczące spojrzenie.
 Jeszcze jedno zapytanie — wtrącił de Kernoël. — Czy