Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/520

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

i Lucyan, zerwali się z pospiechem biegnąc naprzeciw przybyłego, jedynego przyjaciela ich domu.
 — Ksiądz podał im ręce. Uścisnął swoją kuzynkę, Marye-Blankę i Lucyana. Jego przybycie, rozpromieniło oblicza obecnych.
 — Drogi wujaszku! — zaczęła Blanka z komiczną powagą muszę ci wyznać, że niezasługujesz na taką miłość jaką cię kochamy!
 — W czemże to takiem przewiniłem? — pytał ksiądz z uśmiechem.
 — Zapominasz o nas... a to się nie godzi! Przeszło od miesiąca niewidzieliśmy ciebie.
 — Jakto? widziałaś mnie zeszłej Niedzieli w kościele świętego Sulpicyusza, gdziem wygłaszał kazanie.
 — Widzieć cię w kościele, mój wuju, to jakby nie widzieć cię wcale — odparło dziewczę żartobliwie. — Tutaj to do nas przyjść powinieneś!
 — Jestem bardzo zajęty praca, moje drogie dziecko — wyrzekł ksiądz Raul — chciej wierzyć, że jeśli nie przychodzę do was tak często jak bym tego pragnął, to jedynie czas mi na to niepozwala. W naszem ludzkim życiu nie czynimy tego co chcemy, ale to co możemy uczynić!
 — To prawda!-wyszepnęła Henryka z westchnieniem.
 Ksiądz d’Areynes zwrócił się do Lucjana.
 — Otrzymałem — rzekł — wiadomość dla ciebie.
 — List od mego ojca? — zawołał żywo młodzieniec.
 — Nie.
 — Od kogóż więc?
 — Wiadomość z Rady zarządzającej Przytułkami!
 — A! to zapewne o miejscu lekarza asystenta w domu dla obłąkanych, o jakie starałeś się dla mnie księże d’Areynes.
 — Tak, moje dziecię!
 — I jest jakakolwiek nadzieja, że będę je mógł otrzymać?
 — Zostałeś zamianowanym na tę posadę.
 — Czy podobna?
 — Tak, nieodmiennie.
 — Ach! jakże jesteś dobrym mój opiekunie! — wołał