Jako doświadczony w swoim zawodzie ów lekarz ordynujący w Domu obłąkanych w Blois, wiedział dobrze o ile powyższa operacya będzie bolesną i niebezpieczną.
Osądził, iż trzeba nieodwołalnie zachloroformować obłąkaną, ażeby obezwładnić jej poruszenie, mogące zniweczyć rzecz całą.
W oznaczonym dniu i godzinie, wprowadzono ją do sali operacyjnej, gdzie oczekiwał Bordet, jako lekarz ordynujący, doktorzy asystenci oraz studenci medycyny, upoważnieni do badań w klinice operacyjnej.
Róża prosiła, aby jej dozwolono nieodstępować Joanny, na co doktor Bordet zezwolił.
Położono chorą, mimo oporu z jej strony, na stale przeznaczonym do tego rodzaju czynności i uśpiono ją.
Bordet, jako lekarz ordynujący, wybadał obrzmiałość, obmacał czaszkę, obciął kosmyki włosów, jakie przeszkadzały i wziął nóż chirurgiczny z ręki najstarszego asystenta.
Na widok instrumentu, którego ostrze stalowe wypolerowane, zaświeciło w dziennym blasku. Róża ze drżeniem upadła na kolana i ukrywszy twarz w dłoniach, przymknęła oczy.
Po upływie kilku sekund, otwarłszy je z obawą, spojrzała na twarz Joanny. Była ona cała krwią zbroczona. Doktor Bordet pochylony po nad uśpioną, badał ranę zadaną lancetem.
Nagle, podniósł głowę. Oblicze jego zapromieniało.
— Ha! miałem słuszność! — zawołał. Podtrzymujcie sen i podajcie mi obcążki.
Pośpieszono spełnić żądanie.
Ująwszy szczypce, silną, niewzruszoną ręką, przyłożył je do miejsca spojenia czaszki, wśród której ukazał się jakiś punkt czarniawy.
Pochwyciwszy go w kleszcze, wyjąć usiłował, ale na-