Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/102

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — A zatem, mój stryju — mówił dalej z ożywieniem wikary powiedz, czy zdołałbyś ją wydziedziczyć w takich okolicznościach? Czy mógłbym ja, jako kapłan, pozwolić na czyn podobnie naganny i stać się twoim wspólnikiem? Czy mógłbym wreszcie przyjąć majątek, mający zapewnić przyszłość tej drobnej niewinnej istoty, dziecka Henryki? Och! gdybym coś podobnego uczynił, miał byś prawo mną pogardzać!
 — Złote słowa księże d’Areynes płyną z ust twoich! — zawołał doktor Pertuiset. Obecnie hrabio dodał, zwracając się ku starcowi zmienia się zupełnie położenie rzeczy. To, czego byś nie uczynił dla swojej synowicy, winieneś zrobić dla jej dziecka, które nie może być karane za błędy rodziców.
 — Dobrze to pojmuję odparł d’Areynes — lecz to, co przeznaczyłbym dla dziecka, Gilbert pochwyci i rozproszy w okamgnieniu!
 — Można temu zapobiedz — ozwał się ksiądz Raul.
 — W jaki sposób? zagadnął starzec, którego surowość dzięki przemowie serdecznej wikarego, mięknąć poczynała.



XVII.


  — Pozwól stryju, abym ułożył ci wzór do napisania testamentu, jaki następnie przedstawię twemu uznaniu — zaczął wikary.
 Hrabia Emanuel wachanie się z odpowiedzią.
 — Wezwałeś go hrabio, aby zasięgnąć rad jego co świadczy tem samem o zaufaniu, jakie wtrącił Pertuiset w nim pokładasz!
 — Tak!... zaufanie bez granic! — zawołał starzec.
 — Dla czegóż więc to wachanie? Pozwól mu zredagować projekt testamentu, a jeżeli przyjmiesz pomieszczone