Page:Nałkowska - Książę.djvu/79

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
71
 
 

za nastrój całego wieczoru. Mignęły mi w brzydkim tłumie nieco przelęknione oczy Julki.

— Byłoby mi bardzo miło ujrzeć oboje państwa u siebie — rzekłam jeszcze do Jana. — Należy mi się to, jako starej mężatce...

Przeszłam się po salonie z mym zwykłym, niedbałym, patrycjuszowskim giestem: szukając przyszłej żony Jana, przyłożyłam binokle do oczu, znalazszy zaś — puściłam je z taką fantazją, że z łoskotem uderzyły w poręcz prymitywnego sprzętu, który tu zarozumiale nazywano krzesłem. Nietrzymany tren sukni szumnie wlókł się za mną, zawadzając o nogi owych sprzętów oraz spoczywających na nich dam i panów.

— Przyjdzie pani do mnie z panem Janem, prawda? — mówiłam słodko do szczęśliwej narzeczonej.

Ona straciła już pewność siebie.

— Owszem i owszem, proszę pani — rzekła.

Kręciłam się swobodnie po pokoju. Przerzuciłam nuty na pulpicie.

— Czemu pani nie śpiewa? — spytałam przez całą długość salonu panny Dyzi.

Podeszła do mnie.

— Dziś — jakoś — nie jestem przy głosie — tłumaczyła się z nieszczęśliwą minoderją.

— I ja także śpiewam — rzekłam.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że mimo swobody zewnętrznej, jestem bardzo zdenerwowana. Ogarnął mię nastrój męczący, ekstatyczny. Zapragnęłam nagle całą wolą swego kaprysu porwać ten