Page:Nałkowska - Książę.djvu/78

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
70
 
 

cając do sprawy jego zaręczyn — i raz jeszcze winszuję serdecznie.

Przyglądając się twarzy jego, konstatowałam ze zdziwieniem, że tak bardzo się zmienił. Przed dwoma laty było w nim jeszcze tyle młodzieńczości i jakiegoś nieśmiałego fanatycznego ognia. Teraz stał się spokojny, zrównoważony, świadomy celów — jak ci wszyscy tutaj. I jak u tych wszystkich, zdawało mi się, że jest w nim nastrój tryumfu nade mną, łaskawego przebaczenia. To spostrzeżenie zirytowało mię.

— I nawet — wyznam — zazdroszczę panu miłości — powiedziałam.

Jan zmieszał się lekko.

— Pani to mówi? Wszakże i pani — — —

Uśmiechnęłam się łagodnie, z niewinnym wyrazem podnosząc brwi.

— Ach Boże — ja... Przecież ja ani przez chwilę nie kochałam mego męża — wówczas, gdy wychodziłam za niego...

Podniósł na mnie oczy, rozszerzone nagłym zdumieniem. Patrzył przez chwilę — i nagle zmienione rysy jego wyraziły taką bezgraniczną mękę, długo tłumioną, taki obłęd przerażenia, że zadrżało mi serce.

— Alu — wyszeptał — to prawda?!

Chciałam roześmiać się, ale nie mogłam.

— Pan będzie szczęśliwy, ależ pan będzie szczęśliwy — powtarzałam.

Zaczęto patrzeć na nas. Jan był zmieniony. Wtedy już roześmiałam się głośno i zemściłam się