Page:Nałkowska - Książę.djvu/75

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.



Julka zabrała mię wczoraj do Daseckich, gdyż tam jedynie mogłam zobaczyć się z Janem bez tej zdecydowanej ostentacji, którą pociągnęłoby za sobą umówione i przygotowane spotkanie u Julki. Sama wolałam, by znajdowała się między nami większa przestrzeń oraz pewna liczba ludzi. Daseckich znałam dawniej, potym zapraszali mię często przez Julkę — zresztą to ludzie nie uważający na formy — więc choć zerwałam te stosunki od wyjścia zamąż, mogłam iść do nich śmiało, nie lękając się niestosowności.

Weszłam cicha, potulna, roztargniona — pamiętając, że ci ludzie mimo wszystko za złe mi mają to, co było z Janem. Kochają go tam prawie jak syna.

Kilka, czy może kilkanaście ciemno i źle ubranych osób, skupionych starannie w małym tak zwanym „saloneczku“, jak wyraziła się Dyzia, dorosła córka państwa Daseckich. Na lampie, trzymanej przez żelaznego Hiszpana, abażur z czerwonej bibułki. Nastrój jest serdeczny, rodzinny, gdyż właśnie Jan jest z narzeczoną. Wieść o zaręczeniu się jego pozwoliła mi Julka usłyszeć dopiero tutaj,