Page:Nałkowska - Książę.djvu/76

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
68
 
 

by zgnębić moją ambicję. Ten przejaw jej dobroci możnaby nazwać pedagogicznym.

Przyczaiłam się, jak mogłam najniewinniej. Odzywałam się mało — poczciwie, nawet tkliwie skarżyłam na osamotnienie, w jakim pozostaję po wyjeździe męża. Z Janem nie mówiłam, gdyż siedział daleko — przy narzeczonej. Nie patrzył na mnie, chociaż musiał wiedzieć, że przyszłam dzięki temu, co mi mówiła Julka. Wogóle był koło mnie nastrój tryumfu i poskromienia złej i próżnej kobiety. Nawet w oczach narzeczonej Jana, suchej, sepleniącej, ostentacyjnie zakochanej, wyczytałam pobłażliwe rozczarowanie wraz z naiwną radością zwycięskiej rywalki. Rozmawiając, prowokacyjnie nachylała się ku głowie Jana, jakby chciała w ten sposób zadokumentować, że on jest jej.

Ten nastrój potrafiłam utrzymać przez połowę wieczoru. Rozmowa wiodła się bardzo różnorodna. Zwłaszcza mocne uogólnienia wygłaszała pewna dama w okularach, z włosami bezwzględnie skręconemi z tyłu głowy w maleńki kłębuszek. Ponieważ w kwestjach, tyczących wydarzeń chwili ostatniej, używano charakterystycznego żargonu, spytałam Julki, czy należą do partji.

— Nie wszyscy. Przeważnie są to tak zwani sympatycy.

— Boże — jacyż antypatyczni — pomyślałam cicho.

Naogół są to ludzie inteligientni, jasno myślący, nadzwyczajnie jednostronni, świadomi celów, środków i sił, zrównoważeni umysłowo, choć uczuciowo