radosnej kobiet. Bo nie jestem silna, nie zawsze jestem silna i pełna wiary. — — Pewien bardzo ładny pan wyraził się raz o mnie, że pełna jestem cichego a głębokiego samouwielbienia. Miał słuszność prawdopodobnie, pomylił się w tym tylko, że samouwielbienie to jest bardzo hałaśliwe. W każdej godzinie życia przeszywa mię tysiąc zwątpień — a im więcej jest w nich pogardy dla mnie, tym głośniej i huczniej wyśpiewuję wtedy hymny na własną cześć. W ten sposób zwalczam w sobie rzecz najbardziej zasadniczą i głęboką, rzecz najcichszą właśnie — moją trwogę, ostatnie echo trwogi, podejrzenie nieśmiałe: że wszystkie te skarby duchowe, którym palę kadzidła, są zbieranemi w cudzych domach śmieciami, przez pryzmat pychy oglądanemi jako złoto. — Na dnie samym — słaba jestem i pełna lęku — i wyznaję to właśnie pani. — Sępowska mówiła, że pani jest koronkowa. Ja lubię, żeby wszystko, co nie jest granitem, było koronkowe... I nie lękam się wydać na pastwę pani, chociaż pani tak gra wytrwale ten obojętny, zimny styl, nie boję się uśmiechu pani... Lubię nawet pani uśmiech — taki, kiedy się pani oczy zasłaniają jasnemi rzęsami — —
Na chwilę w głosie jej miękko załamało się prawie rozrzewnienie — tosamo, które już raz zdziwiło mię w jej spojrzeniu.
Przerwałam jej z kolei, prosząc, by usiadła — ale nie posłuchała.
Stanęła przed lustrem długim do ziemi i zaczęła rozpinać swe wielkie włosy, rzucając szpilki na