Page:Nałkowska - Książę.djvu/249

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
241
 
 

że to prawda, dopiero teraz uwierzyłeś. Nazbyt już podobne to jest do życia — — Nie idź, wyrywaj się, krzycz, Jerzy! Ty śpiewasz jeszcze tę cudną, tę tryumfalną pieśń... Ach Boże, przecież nie wierzysz już w to w tej chwili... Czemu nie krzyczysz, nie tarzasz się po ziemi — Czemu w tej chwili jeszcze zadręczasz się tą komedją nadludzką —

I teraz właśnie suną tak wolno — w tym miejscu, gdzie leży twoja śmierć —

Czy to już wszystko skończone? Na szyję twoją, którą całowałam... Jerzy — usłysz mię, zedrzyj z szyi — Ach, widzę — ręce masz związane, ręce drogie, święte, masz związane, żebyś już nie mógł żyć... Jerzy — co ty czujesz? Jerzy — Boże mój — maleńki, biedny... Nie możesz się obronić — Mów im, mów im prędko, że ty chcesz żyć — tak, jak oni — że chcesz jeszcze zostać — zrozumieją przecież — Słuchaj mnie!

Czy to już wszystko skończone? Ach — jeszcze niema pięciu minut... Ponad głową mógłbyś jeszcze pochwycić rękami, gdyby nie były związane... Uwierzyć, uwierzyć nie mogę — — Jerzy — może ty się męczysz... Jerzy — jedyny mój na całej ziemi — może ty umierasz teraz właśnie — może ja ciebie już nigdy — — ?!

Jak dziwnie wali się cały ogromny świat — Jak dziwnie ziemi pęka serce z przerażenia —

Jerzy — sam — biedny — maleńki — maleńki —

A teraz taka wielka cisza — i już śmierć —