Page:Nałkowska - Książę.djvu/248

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
240
 


Jezus Marja — Jezus Marja —

Jerzy — czy to już jasno się robi — — ? Taka blizka godzina —

Przyszłość i przeszłość nie istnieją zupełnie. Jest tylko ta chwila jedna, ta, która jest. Przyszłość i przeszłość równają się sobie i są nicością. A o tej chwili — jesteśmy jeszcze oboje na jednym świecie. Ach — gdybym ci chociaż to jedno mogła powiedzieć, Jerzy —

To nic, że idą wskazówki. To tylko straszny, zwyczajny straszny sen... Rozumiem przecie doskonale — — W tym miejscu, na małym zegarku, leży twoja śmierć, Jerzy — taka prawdziwa —

Już tak blizko — Czy to możliwe? Co to, co to się stało? Czy to jest ziemia jeszcze i wszystko tosamo??

Nie — nie — nie! Nigdy jeszcze, nigdy tak strasznie rzeczywiście nie widziałam. Słyszysz godzinę? Słyszysz kroki? — — Wiem, już wiem! Wchodzą po ciebie... Zabrać już przyszli. I ksiądz. Nie spowiadasz się, gardzisz — ostatnia przyjemnostka — jakież to małe strasznie wobec tamtego... Czy to w tej chwili się staje, czy to jest teraźniejszość, Jerzy? Czy czas istnieje naprawdę — i twardy jest, jak kamień — — ?

Jerzy — ty krzyczysz, ty się boisz — — Ach, Boże, Boże, poco cię tak przerażają? Czemu ta liberja pogrzebna? Czemu te potworne akcesorja śmierci — przecież tak to jeszcze straszniejsze — Zdaje ci się, że to widzenia gorączkowe, duszące halucynacje maligny — i dopiero teraz rozumiesz,