Page:Nałkowska - Książę.djvu/221

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
213
 
 

Zdumienie jakieś ciężkie i męczące, że dotąd nie wiedziałam, nie czułam tego dawno.

— Jerzy! — zaczęłam wołać — Jerzy! —

Ten wielki, brutalny robotnik przysunął się do mnie i miękkim, drżącym głosem mówił:

— No, dajcie pokój, dajcie pokój... coś się zrobi chyba...

Stał chwilę bezradnie. Potym cichemi krokami zwrócił się ku wyjściu. Od drzwi powiedział:

— Zaraz tu będzie towarzyszka Julja. Powiem jej.

Wyszedł i zamknął drzwi delikatnie.

Gdy zniknął, doznałam na chwilę wrażenia, że nic się nie stało. Zdawało mi się, że Bury wcale nie przychodził. Wierzyłam w to.

Rozejrzałam się po pokoju. Nagle z przedziwną jasnością skonstatowałam, że Księcia niema i że już nie wróci.

Uczułam, że powietrze rozsuwa się i płynie jasno, jak woda. Chciałam jeszcze uchwycić się czegoś — —