Zdumienie jakieś ciężkie i męczące, że dotąd nie wiedziałam, nie czułam tego dawno.
— Jerzy! — zaczęłam wołać — Jerzy! —
Ten wielki, brutalny robotnik przysunął się do mnie i miękkim, drżącym głosem mówił:
— No, dajcie pokój, dajcie pokój... coś się zrobi chyba...
Stał chwilę bezradnie. Potym cichemi krokami zwrócił się ku wyjściu. Od drzwi powiedział:
— Zaraz tu będzie towarzyszka Julja. Powiem jej.
Wyszedł i zamknął drzwi delikatnie.
Gdy zniknął, doznałam na chwilę wrażenia, że nic się nie stało. Zdawało mi się, że Bury wcale nie przychodził. Wierzyłam w to.
Rozejrzałam się po pokoju. Nagle z przedziwną jasnością skonstatowałam, że Księcia niema i że już nie wróci.
Uczułam, że powietrze rozsuwa się i płynie jasno, jak woda. Chciałam jeszcze uchwycić się czegoś — —