Bardzo wcześnie rano wpadł blady i zmieniony Bury.
— Książę jest? — bez przywitania zapytał.
— Niema.
Ciężkim ruchem opuścił obie zaciśnięte pięści na stół i głośno zaklął.
Spytałam zdziwiona:
— Co się stało?
— Nakryli wszystkich, cały komitet widać. Na miejscu, przy samej robocie... Myślałem, że Książę...
Urwał i rękę podniósł do szyi. Odetchnął głęboko, jakby zrzucić chciał ciężar nie do zniesienia.
— Wszystko znaleźli — dodał. — Taka wsypa —
Przyglądałam mu się napół przytomnie.
— Nie, nieprawda — rzekłam, — przecież jegoby napewno — powiesili — —
Burego nie przekonał ten argument. Nie odrzekł nic, tylko zaklął znowu. Stał w miejscu, bez ruchu i patrzył na mnie zupełnie dziko, zatopiony w nagłej zadumie. I dopiero w tych ponurych oczach zaczęłam czytać rzeczywistość...
Krzyknęłam z przerażenia i obiema rękami schwyciłam się za głowę. Przejął mnie nagle ból tępy, jakby stary bardzo i tylko na nowo rozdarty.