Page:Nałkowska - Książę.djvu/202

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.



— Jestem tu już niepotrzebny — mówił Książę, patrząc w przestrzeń rozmigotanemi oczyma. — Wyjeżdżam do N. jutro rano.

— Na długo? — spytałam cicho.

— Nie wiem zupełnie. Ale tutaj nie wrócę w każdym razie. Od dwuch dni stale spotykam na ulicy pewną fizjognomję dosyć znajomą. Przez dłuższy czas nie mogę się tu pokazywać — — —

— I nie żal panu?

— Nie, dla czego? — uśmiechnął się nawet. — Koleje życia obudziły we mnie atawistyczne instynkty nomada. Nie lubię nigdzie pozostawać dłużej nad parę miesięcy —

— Nie przywiązuje się pan do ulic, murów, ludzi?

— Mało... Zresztą wielu blizkich ludzi wyjeżdża tam też, niedługo po mnie. Żal mi będzie tylko tych godzin, które spędzam w miłej, abstrakcyjnej atmosferze domu pani — —

Boże, jak on to zimno powiedział. Stałam się nagle sztywna i oschła, sercu memu wstyd się zrobiło przede mną.

— Czy także Julja i Jan?

— Tego nie wiem, ale bardzo być może. W N.