Page:Nałkowska - Książę.djvu/182

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
174
 
 

nie odrazu wszedłem do salonu, usiłując odgadnąć wyobraźnią, jak wygląda ten ktoś nieznany...

— I odgadł pan?

— Nie — pomyliłem się. Jest pani znacznie chłodniejsza od swego śpiewu. — Nie wiem, czemu, wyobrażałem sobie kobietę o ciemnych włosach i oczach żywych, migocących — —

Nie powiedziałam nic.

— Była to dziwnie urocza pieśń — mówił Książę. — „C’est l’étoile d’amour, c’est l’etoile d’ivresse”... „là jamais ne sonne l’heure brève, où les coeurs se brisent en adieux“...

— Jakże pan pamięta — zdziwiłam się.

— Uważnie słuchałem — rzekł. — I jedna rzecz jeszcze była w tym szczególna; gdy wyobrażałem sobie tę gwiazdę miłości, zdawało mi się, że powietrze musi tam mieć kolor srebrno-zielony, czy seledynowo-błękitny — taki właśnie, jak w tym pokoju pani —

— I tym razem pomylił się pan także — rzekłam żartobliwie. — O ściany tego pokoju obijały się już słowa pożegnań — —

W złagodzonej formie opowiedziałam Księciu wrażenia, jakie odniosłam z jego mów.

— Wydaje się, jakby pan ludziom z rozumowań swych dawał tylko antytezę, syntezę zaś — pozostawiał sobie —

Książę nie przyznał się tu do gry.

— To nie jest fałszywe — rzekł. — Tylko różne sytuacje życiowe poruszają we mnie różne dziedziny duszy —