Page:Nałkowska - Książę.djvu/17

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
9
 
 

nie lubię pocałunku kobiety, ale Julka stanowi wyjątek. Patrząc na nią, uczę się cenić estetykę mego życia i za to jestem jej wdzięczna. Przytym ona kocha mię bez granic i bez zastrzeżeń.

— Dawno nie byłaś — rzekła serdecznie, prawie bez wyrzutu. — Czy lalka znów się bawi?

— Cóż znowu. Dla czego tak myślisz?... Doprawdy, złe masz o mnie pojęcie.

— A co robisz?

— Marzę, rozpamiętywam, czekam.

— Tęsknisz za mężem?

— Nie, ani trochę. Tak właśnie jest najlepiej.

Nie zdziwiła się. Nic nie wiedząc, rozumie wszystko.

— Nie pisz o tym do niego. Mógłby przyjechać.

Uśmiechnęłam się.

— Mylisz się — nie przyjechałby. Swoją drogą jednak nie napiszę mu tego.

Zamilkła i przez chwilę rozmyślała nad czymś. Potym rzekła:

— Nie wierzę, Alu, by — nawet pod kątem widzenia piękna — można było na życie patrzeć bez zgrozy. — Wracam w tej chwili z dziwnego świata — i życie tymbardziej wydaje mi się brzydkie. I nie rozumiem, jak można je kochać... Jakże śmiertelnie poetyczna i śmiertelnie smutna jest ta epopeja rozczarowań... Leopardi, gorzko ironizujący, jeszcze mniej tragicznym wydaje mi się od Cervantesa...

Wzięła książkę z okna.

— I jaka inna jest miłość tam; jaka słodycz