Page:Nałkowska - Książę.djvu/18

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
10
 
 

wyszukana i podniosłość w uczuciu tego posępnego rycerza, co kochał niezrównaną — bo nieistniejącą — panią z Tobozo.

Julka zapaliła lampę i zapytała:

— Chcesz może posłuchać, jak śpiewa Kardenio, zdradzony przez kochankę?

Zaczęła czytać:

 

Albo miłości braknie rozeznania,
Lab ma za wiele w sobie okrucieństwa,
Lub błąd mój nie jest powodem męczeństwa,
Które mi serce szponami rozrania.

Gdy miłość Bogiem — to rozum zabrania
Stawić przymiotom jego sprzeciwieństwa.
Bogu nieznane żadne okrucieństwa!
Któż więc nade mną dzierży moc karania?

Nie ty, kochana! Z DOBRA ZŁE NIE PŁYNIE,
ZE SŁOŃCA PIORUN NIGDY NIE WYSTRZELI,
I z nieba piekło na ziemię nie schodzi.

Trzeba więc umrzeć, bo w strasznej godzinie,
Kiedy choroby ludzie nie pojęli,
To już ratunek chyba cud wyrodzi.

 

Julka wyglądała bardzo dziwacznie, deklamując z ekspresją i zapałem te żale. Na jej brzydkiej, gminnie wymodelowanej twarzy malował się smutek, kosmyki prostych włosów wymownie chwiały się nad wypukłym czołem.