Page:Nałkowska - Książę.djvu/155

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.



List mój.

 

Och — dobrze rozumiem Pana. I nawet lubię czasami słuchać tych bluźnierstw uroczych. Jest we mnie coś, co jeszcze odbrzmiewa bezdźwięcznym tonom pańskiej pieśni milczącej. Czasami wydaje mi się nawet, że to Pan ma słuszność, że może nawet nie kochałabym Pana, gdyby Pan stał się takim, jak marzę, gdyby Pan dla rzeczywistości porzucił ten cudny świat, którego niema.

...Bo przecież Jan jest takim właśnie, jak marzę...

Ale to są drobne zwątpienia i wahania neofitki. Coraz już mniej we mnie z tego, co koronkowym mostem połączyło kiedyś nasze dusze. Dawniej kochałam egzotyczne rośliny, kamienie rzadkie, stare rzeźby, naczynia drogocennej roboty, perspektywy kolumnad z białego marmuru. Dziś jednak otrząsam się z tej martwej narkozy piękna, bo stanęłam oko w oko z bohaterstwem. Dusza moja ugięła się przed poczuciem tej strasznej mocy podziemnej, która jak ogień wnętrza globu, kłębiła się i potężniała i płonęła bolesną, krwawą ekstazą pod ciśnieniem stu atmosfer, pod żelaznemi cielskami nieporuszonych od wieków coko-