— Nie można, nie można się ruszać — rzekłam mężnie, opanowując tchórzostwo.
Usłuchał. Położył się spokojnie, ale rzucił na mnie parę posępnych spojrzeń.
— Bawi was ta rola — prawda? — zaczął znów. — Pokonywać w sobie wstręt i niesmak w imię modnej idei — to tak efektownie... Później można już nie czuć żadnych wyrzutów sumienia — A przytym interesujące jest też poznać i takie strony życia.
Poważnie i spokojnie powiedziałam:
— Jeżeli to, co mówicie, słuszne jest w stosunku do pierwszego motywu, jaki mię pomiędzy was sprowadził, to jednak już w obecnej chwili niesprawiedliwe są wasze zarzuty. Nie łatwe współczucie jest we mnie, ale rzeczywiste zrozumienie krzywdy i bólu.
Zaprzeczył mi z uporem fanatyka.
— Nie można pojąć krzywdy, jeżeli jej się samemu nie doznało.
— Można — jeżeli się samemu krzywdziło — — Nie powinniście odtrącać tych, co szczerze do was przychodzą —
Popatrzył na mnie łagodniej.
— To nie zaczynajcie od aktów miłosierdzia — powiedział. — Nie tkliwości potrzeba tu, lecz twardości, buntu, nienawiści. Idźcie do fabryk, na przedmieścia, gdzie każdy kamień bruku krwią jest polany, gdzie w zaułkach, w najstraszliwszych norach cuchnie nędza, zbrodnia, rozpacz. Poznajcie takie życie, popatrzcie oko w oko tej krzywdzie — a do-