Page:Nałkowska - Książę.djvu/108

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
100
 
 

że ból nie ustał jeszcze, ból złowrogi, który miał wpłynąć na okrutną decyzję lekarzy.

Pod wpływem tego spostrzeżenia poczułam się nagle winną.

— Przeszło — prawda? — spytałam niemal z pokorą.

Prawie niedostrzegalnie skinął głową, nie odrywając spojrzenia od sufitu. Po chwili odezwał się niespodzianie, cedząc wyrazy z ironją, pomimo osłabienia:

— Wam pewnie, towarzyszko, przyjemność sprawia spełnianie uczynku chrześcijańskiego. Taka ekspjacja musi smakować — gdy się jest przesyconą radościami życia — —

Nic nie odpowiedziałam. Po chwili mówił znowu:

— Całe życie nędzy, trosk, ponurości i smutku. Poto tylko, by zrównoważyć w przestrzeni radość i rozkosze waszych dni i nocy. Wszystkie bramy życia zamknięte. Niema pieniędzy na sztukę, ani czasu na literaturę, niewolno marzyć. O teatrze wie się ze sprawozdań dziennikarskich, o muzyce z katarynek. A później zarzucacie społecznikom, że niepotrzebna im jest sztuka, że nie mają zmysłu piękna. Bo walczą o to, by sztuka, nauka i życie samo dostępne się stało dla wszystkich — wtedy, gdy wy słuchacie koncertów, bywacie w salonach sztuki lub teatrach. Walczą poto, by później tak, jak ja — —

Znów skręcił się na łóżku. Spróbowałam przytrzymać go za ręce, poprawić poduszkę.