— 84 —
— Nieszczęśliwa! — rzekły jej me oczy.
Tak to najlepsze rady idą na marne, co mnie szczerze zasmuciło, tak, że smętny bardzo przybyłem do Nicei, owej żaby, która się dmie bardzo, aby być podobna do wielkiego wołu, do Paryża.
Już na nicejskim dworcu człowiek zostaje bez żadnego patentu, hrabią; wogóle Francja to jest bardzo demokratyczny kraj. Posłańcy hotelowi rozdają tem chętniej tytuły, im który jest młodszy, starszy nieco wyga, przyjrzawszy się skromnej walizce, która wygląda jak podrzutek, mówi ci już tylko „panie baronie“, a bardzo stary, oceniwszy mnie jednym rzutem oka — nic już nie mówił. Dobrze jest jednak w życiu przebyć angielską chorobę, bo się z angielską flegmą przechodzi wśród tych opryszków, rzuciwszy im w jednem słodkiem spojrzeniu generalne i skondensowane: połamcie nogi, obywatele!
Targuj się potem, nieszczęśliwa polska duszo, z hotelarzem, który, dowiedziawszy się, że nie jesteś ani Anglik, ani Rosjanin, bardzo się temu dziwi i wcale swego zdumienia nie ukrywa.
Rozmawiając z hotelarzem nie należy nigdy mieć w ręce coś ciężkiego, łatwo jest bowiem bardzo zostać mordercą z powodu nieodpornego przymusu.
Powiadasz mu:
— Niech mi pan da słoneczny pokój.
— U nas wszystkie są słoneczne. Król szwedzki tylko tu zajeżdża.