Page:Makuszyński - Straszliwe przygody.djvu/84

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 74 —

umie czytać, wypatrują, czy kto czego nie wiezie. Wszystko to — jeszcze raz ci powtarzam, — stało mi się przez przeoczenie, opowiadam to zaś dlatego, aby drugi tak jak ja nie był mądry po szkodzie i nie zapomniał oclić tytoniu, albo przynajmniej nie dowierzał figurze, czytającej „Panią Bovary“ i bawiającej się łajdacko różą.

Z tem wszystkiem to jeszcze nie koniec, namaluj mi to wesoło, bo było to bardzo wesołe. Gentelman powiada:

— Za chwilę pociąg stanie, niech się pan pożegna z madame...

Francuz, jak uważasz, zawsze jest pełen galanterji.

— Ha! — zawołałem, — jak bohater w tragedji, — biada! biada!

A kiedym się pożegnał z madame, nie mogącą pojąć, jak można stracić męża na gładkiej drodze kolejowej i w niewieścim zapale mianującą głośno kanalją reprezentanta trzeciej republiki i zaledwiem miał czas wykrzyknąć:

— Pisz do mnie do Cayenny. —
— wysiadłem w towarzystwie gentelmana na stacji Garavan, co przypomina mi do dziś dnia karawan. Ale ta Cayenna nie dawała mi spokoju, bo zdaje się w drodze do tego właśnie przybytku zmarła szlachetna Manon Lescaut. O, drogi przyjacielu! Nie zapominaj nigdy dobrze chować papierosów, zaklinam cię na wszystko!

Świat zachłysnął się przeczuciem poranka, a ja w tej chwili rzuciłem laską za wróblami, które