Page:Makuszyński - Straszliwe przygody.djvu/186

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.



VI.

 

Tartarin w Alpach. — I tem umieram, że umrzeć nie mogę. — Ohydny podstęp Stanisława I. Witkiewicza. — Boy, jako sława lekarska. — Wreszcie coś mądrego. — Amen.

 

Raniutko rozesłałem cyrkularz do najbliższych:

„Idę w góry. Proszę o moją śmierć nie winić nikogo! Testament w walizie; rachunek niezapłacony“.

I poszedłem w góry, drżąc jak autor przed premjerą, jak panna przed nocą poślubną w dawnych, dobrych czasach; wziąłem laseczkę, ponieważ zaś słyszałem, że trzeba robić zawsze zapasy, wziąłem tabliczkę czekolady, obiecał mi zresztą przyjaciel, że na Hali Gąsienicowej jest doskonała restauracja, komfort i orkiestra.

Prowadzi nas ten fenomenalnie zdolny człowiek, którego „odpadki cielesne" nazywają Stanisławem Ignacym Witkiewiczem, autor „Tumora Mózgowicza“, stary taternik. Wstąpiła we mnie otucha, bo Boy sam, zamyśliwszy się w milczeniu, mógł mnie mimowoli zaprowadzić na Żabiego Konia, gdzie byłbym umarł z samego strachu.