Page:Makuszyński - Straszliwe przygody.djvu/185

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 175 —


„Torreador do walki staje rad, bo nań patrzą oczy dziewoji i miłość wróżą mu, Torreador!“

Na duszę moją padł mrok. Tej nocy nie spałem, choć w Sanato nie było balu. Śniło mi się, że wiszę głową na dół, zahaczony nogą o skałę, nad niezmierną przepaścią, a straszliwy orzeł górski wyrywa ze mnie kawałami mięso.

Płakałem przez sen, jak małe dziecko.