Page:Makuszyński - Straszliwe przygody.djvu/179

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 169 —

jak otoczenie kobiet. Obie strony znają tę tajemnicę i stąd ta wzajemna adoracja, która rzadko kiedy kończy się aż katastrofą, małżeństwem, częściej powieścią, albo małym dopiskiem do wiersza: „Pani X. X. w hołdzie“. Jest to najtańszy sposób wypłacenia się za dwa uśmiechy i trzy kolacje. Wiele takich wierszy zostało napisanych w Zakopanem. Przyjaźń jest zawsze wielka między mężem a niewiastą: tylko żydy w Starym Testamencie twierdziły inaczej. Poeci przepadają za kobietami (iluż ich przepadło!) — kobiety przepadają za poetami, których zresztą nie czytują. Ileż jest jednak wdzięku w owem ślicznem, strwożonym zdaniu:

— Boję się pana, bo mnie pan jeszcze kiedy opisze!

Tylko młodociane literaty przysięgają wtedy solennie, że nigdy tego nie uczynią, nie wie bowiem pisklę literackie, że kobieta niczego tak bardzo nie pragnie, jak tego, by ją „opisać“. Strasznie to lubią. Byłem tedy pewny kilku uśmiechów, przesłanych z Zakopanego na niebieskim papierze, ukrytych w słowach: „jest pan niegodziwy!" — Nie zawiodłem się.

Uspokojony wracam tedy do kroniki zakopiańskiej, mianowicie do drugiej części wieczoru, któryby można zatytułować: „Poeci się bawią“... Zdumionego czytelnika, który za swoich krwawo zapracowanych kilka marek, zapłaconych za książkę, zechce zapytać, „co mnie to obchodzi, jak bawią się poeci?“ odsyłam do stu djabłów,