Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/41

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
37
CHRYSTUS NA JEZIORZE

Spojrzyj, Rybaku: ta gwiazda co świeci
Jakgdyby oczy miała otworzone
Na wielki sen i wpół otwarte usta,
Wpatrzona dziwnie w jedną zawsze stronę,
Z Betlehem jest. A wkoło gawiedź pusta
Gwiazd, które blade są, otwarty uszy
I zasłuchane leżą na topieli.
(Spójrz, czy tam niema kędy mojej duszy,
Która nowiny słucha i jest blada.)
Tych zasię oto dziwna gwiazd gromada
Jest z tych, co wiecznie śpią na piramidzie,
Powieki wznosząc senne, gdy kto idzie.
A kiedy ciebie dojrzały z piramid
I śmierć goniącą cię, oczy otwarły,
Na drogę srebro kładąc jak aksamit...
Pamiętam, — wtedy spojrzał Sfinks umarły.

A te są gwiazdy cudne, te wśród fali,
Które się wplotły w zielsk podwodnych kłosy...
Oto je miała Maryja z Magdali
Wplecione w swoje woniejące włosy,
Jak błyskiem świetnym grający dyadem,
Gdy ci je u nóg kładła, gdyś był bosy,
I gdy na puszczę szła twym jasnym śladem.

Tych zasię osiem, które leżą na dnie
Spadło z ust twoich jak owoc granatu,