Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/268

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
264
KORNEL MAKUSZYŃSKI

Dróg już nie było?... Wszakże boża ręka
Nie jest upiorem tylko nad otchłanią,
W której się kłębi ludzkiej śmierci męka!
Śmierć bożą sługą tylko jest, — nie panią,
Bowiem jest nad nią jeszcze sąd proroczy...
Czemu się trwożysz?... Zamknij ciche oczy...

Potem w spokoju i śmiertelnej chwale
Odejdt na cichy, długi sen... A w chwili,
Kiedy się godzin twych zrównają szale,
Pomnij to, cośmy o śmierci mówili,
I o tem, jako Chrystus w ciemnej skale
Zmartwychwstań czekał, a ucznie liczyli
Godziny, kiedy twarzą swą zaświeci
I wyjdzie ku nim, gdy dzień minie trzeci.

Kto ciebie uczył, że gdy słońce zgaśnie
Nie wstanie nigdy!? Kto ci kłamał słowem,
Że się nie budzi już, kto śmiercią zaśnie,
Że śmierć się życiem nie zieleni nowem?
I kto ci mówił, że słoneczne baśnie
O zmartwychwstaniu — są tylko połowem
Na dusze ciche i śmierci uwodzą,
Tych, którzy w słońcu swych żywotów chodzą?

Ja cię uczyłem!?... Chyba w wina strudze
Taka się prawda przeglądała we mnie.