Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/263

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
259
KŁAMSTWO O ŚMIERCI

Tym, co znużeni w jasne mrą południe!
Jaka jest piękna śmierć, gdy w sukni mnicha
Przychodzi nocą, modląc się obłudnie
O żywot dobry — czujna, strasznie cicha.
Jak cudnie perła mrze, gdy porzucona,
Nie mając dała do całunków — kona.

Tyś jest na piękność chora! A twe piękno,
Aby nie umrzeć, musi ledz dziś w trumnie.
I choć z rozpaczy nad twym trupem jękną,
I w oczy martwe przyjdą patrzeć tłumnie —
Umieraj! Gwiazdy blasków twych się zlękną...
Będziesz umiała śmierć powitać dumnie:
Wszakżeś jest piękna! (Czuję, że z oddali
W złe oczy moje patrzysz... Wzrok twój pali).

Przecież jest piękna śmierć! I któż zaprzeczy?!
Żywota twego to ci mówi złodziej:
Najdostojniejsza jest z dostojnych rzeczy.
Piękne jest słońce kiedy w krwi zachodzi,
Piękne są liście, które wichr już leczy,
Piękne co kona, nie to, co się rodzi...
Umrzyj... Zbyt piękna jesteś dla żywota,
A ze śmiertelnych tęsknot twa tęsknota...

Umrzyj... Mam rymy na twą śmierć gotowe,
I smutek w fałdach mej żałobnej szaty.