Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/248

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
244
KORNEL MAKUSZYŃSKI

Nikt już nie liczy życia na godziny,
Lecz na oddechy, zgłoski i — puhary.
Cóż nam żywota skutki i przyczyny,
Gdy żywot ciągłe taki sam jest szary
I takie same wciąż od wieków cuda,
I taka sama nieśmiertelna nuda...

I w niej jest koniec podły... Na jej grzędzie
już nie wyrośnie nigdy nic, jak w skale.
Na śmierć szaloną nikt się nie zdobędzie,
Zrównoważywszy u swej wagi szale...
Z nudy się tylko trwożna śmierć uprzędzie
I jęknie nudnie w werterowym strzale,
Gdy od miłosnych westchnień padnie blada.
Rzekłem ci. Nuda nad duszami włada.

Z tej samej rzeszy i z tych samych rodów
Dusze się nasze znudzone wywodzą.
Kłamałem, kiedym w cieniu twych ogrodów,
Gdzie wśród cyprysów w noc anioły chodzą,
Z bijącem sercem oczekiwał wschodów.
Me słowa były pod mej nudy wodzą;
Gdy się po bluszczach pięła słów obłuda,
Wtedy do ust twych je dźwigała nuda.

Podróż w Ogrojce? O, dziecka prostoto!
Nuda przebiegła krzyże ci pokaże,