Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/236

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
232
KORNEL MAKUSZYŃSKI

I nie oglądaj się, bo tutaj wszędzie
jakiś anielski szpieg z za kwiatów słucha:
Czy kto nie spragnion śmierci i nie przędzie
Całunu duszy swojej; czy posucha
Nie zżarła komu ust, czy kto nie padnie
Na hyacynty, woniejące zdradnie.

A twoje lice blade, tu jest bledsze,
Tak w nie śmiertelne uderzyły wonie.
Tu przesycone męką jest powietrze;
Wiatr pośród liści mówi wciąż o skonie;
Tu żadna ręka z oczu łez nie zetrze,
Tu śmierć śpi czujnie w każdej drzew koronie,
Tu już nie przyjdzie Chrystus konać w trudzie.
Sami jesteśmy, — bardzo smutni ludzie.

A smutek rzucił na nas cudne pęta,
Że smutni zawsze, razem będziem zawsze
I nie zaznamy słonecznego święta;
Bo w dni pogodne, dla wszystkich łaskawsze,
Dusza w nas będzie jeszcze bardziej zgięta,
A oczy nasze łzawe, — będą łzawsze.
A, ziemia pusta, będzie bardziej pusta, —
Nie przecz, albowiem ty masz smutne usta.

Przytul się do mnie. Wśród męki żywota
Droga nam jedna, którą nikt nie chodzi,