Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/230

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
226
KORNEL MAKUSZYŃSKI

I pierś, marmurów przepychem bogatą.
Niech pośród skarbów inni będą skrzętni,
Niech innym wiosna pracuje na lato,
Którzy są boży i cnotą odświętni...
Niech twoja wiosna własny cud pożywa
I swą młodością niech będzie szczęśliwa.

A wszelka litość cnotą jest, a cnota
Rozkosz przywodzi, dobrych dusz nagrodę...
A przeto cudna jest twej krwi tęsknota,
Cudnie szaleją twe ramiona młode...
Już mgła na oczach twoich wstała złota...
Słaniasz się... pozwól, niechaj cię zawiodę
I na wezgłowiach złotych cię ułożę,
Gdzie twe szaleństwo noc rozsnuje w zorzę.

O, krwi szaleństwo! Czy jest w cudów rzędzie
Cud Boga bliższy? kiedy usta mdleją,
A z krwi oparów pyszny hymn się przędzie,
I gdy w uścisku ręce oszaleją,
A krew w skroń tłucze, rozszalała w pędzie...
Otoś jest cudna rozkoszy nadzieją,
Płoną jak róże usta twe dziecięce
A sny do piersi cisną twoje ręce...

Cóż tobie szczęście przyszłych dni!? Nikt nie wie
Czy letnich kwiatów słońce nie spopieli,