Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/19

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
15
O KŁAMSTWIE DZIWNEM

I jak, — w dantejskiej nawet stojąc bramie,
Sądzeniem jakiemś podli się zawiłem,
I sprawę czyni o błysk każdy słońca,
Anioły wszystkie na świadectwo wzywa
I mniema, że mu Chrystus jest obrońca,
I jego kłamstwa rzecz jest sprawiedliwa!...

Kłamstwo, przedziwne kłamstwo i odwieczne!
Kiedy nie było jeszcze dróg na ziemi,
To się błąkało poprzez drogi mleczne,
W wichry skrzydłami bijąc anielskiemi.
I pychę rodząc bożą w archaniołach,
Paliło słońca, na których Bóg klęczy,
Kiedy się modli światu, — a w popiołach
Grzebało siebie. Wtedy z chmur przełęczy
Archanioł pędził na skrwawionych kołach,
Grzmotami dudniąc na pomoście tęczy...
Kłamstwo, przedziwne kłamstwo! bądź słodyczą
Złości żywota i śmiertelnym lekom,
W pierś bijąc wszystkich, co swe prawdy krzyczą:
Bo człowiek kłamie chwilom, a Bóg — wiekom.

A to jest wiara moja. Z tem przychodzę
Z dróg mych dalekich, z nocnej mej włóczęgi;
Resztę zgubiłem na zawrotnej drodze,
Kędy o prawdzie mędrce piszą księgi.