Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/18

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
14
KORNEL MAKUSZYŃSKI

I nikt nie wstanie z martwych... Ta nauka
Jest od anioła, co w miesięcznej ciszy
Na cmentarz chodzi i w grób każdy puka
I czeka, czyli krzyku nie usłyszy,
Który rozsadzi grób wykuty w skale,
Czy kto nie wstanie uwielbiony w chwale...
Do Emaus dusze wam się rwą?! Niech będzie
Ta pochwalona wiarą która kłamie
I ludziom martwym białe szaty przędzie
I tka chorągiew, chrystusowe znamię!
Dobre jest kłamstwo, które dobro czyni,
Piękna potworność, która piękno rodzi,
Dostojny wszelki szczęścia śmiech — w świątyni,
A godzien hymnów prometejski złodziej!
A przeto idźcie na rozstajne drogi,
Lotne całując po pustyni ślady...
Może z zachodnich, krwawych łun pożogi
Chrystus podejdzie ku wam, bardzo blady
I powie słowo do śmiertelnej rzeszy
A pożar może nad wami przeleci...
Idźcie, — wszak jednym ruchem was rozgrzeszy,
Żeście na brzegach porzucili sieci
A poszli, męki cierpiąc i katusze,
Brzemię potworne niosąc mu: — swe dusze.

O, jako życie śmierci swojej kłamie,
I w oczy ciska jej słonecznym pyłem,