Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/176

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
172
KORNEL MAKUSZYŃSKI

Stoję sam... Niechaj warczy tłum i pjanę toczy.
Niech zieje z pysków klątwę, zanim na mnie natrze.
Wściekłość na swoją walkę wzięła moje oczy:
Stoję sam... Ręce kładę na pierś w krzyż i patrzę.

Odbiła się o piersi moje pierwsza fala,
Łbem spienionym w pierś tłukąc, jak o brzeg skalisty,
Oto się brud i błoto, męt i złość przewala,
A jam się ostał cały i ostałem czysty.

Stoję sam... Tyle na mnie padło klątw kamieni!
Ku mym piersiom sięgają w kurcz zamknięte pięście,
Powietrze ktoś ochrypłym wrzaskiem swym czerwieni,
Żem oczu tajemnicą wziął tłumowi szczęście...

Szczęście wziąłem!? Więc bierzcie! Mam je gdzieś zamknięte
Pośród trzew, bo mi trzewa targa. W holu, w męce,
W łzach, łkaniu i rozpaczy. Och! jest we mnie święte,
Niepokalane, — bierzcie! Mam bez broni ręce.

Szczęście wziąłem?! Chwytajcie! Łup jest przebogaty,
Niechaj się z łotrów każdy o te skarby modli.