Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/169

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
165
RYCERZ BŁĘDNY

I niechaj strzeże u stropów pająka.
Odchodzę... będę odtąd jak zwierz, co się błąka
I będę jako błędni rycerze
Idący do nieznanych mórz...

Któraż jest droga moja?!
Otom z szczytu wieży
Nie dojrzał owych pustyń, wołających ciszą...
Lecz serce moje w trwogę jak w dzwon nie uderzy,
Niechaj mnie wichry wiodą i niech mnie kołyszą...
Nie pomnę drogi mojej...
Nikt nie stawił przedemną tutaj swojej nogi:
Ja, obłąkaniec, pierwszy idę aż do mórz,
Nie wiedząc drogi.
Dusza się rozogniła moja
Jak krzak świętego Franciszka,
A jak kościół w świec ogniu
Płonie na mnie zbroja.
A przedemną noc stąpa ciężko, czarna mniszka,
I ujęła swą dłonią konia mego wodze,
Przeto idę... i nie wiem, dokąd z nią odchodzę.

Otom jest rycerz błędny i rycerz bezdomny,
Szukający pustyniom niezmierzonym końca.
A Bóg się ponademną rozpostarł ogromny
I wpił się we mnie okiem rozpalonem słońca,
Jak ptak patrzący łupu.