Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/152

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
148
KORNEL MAKUSZYŃSKI

Obłąkany człowiek,
Który wypłakał wszystkie łzy z pod powiek
I wszystką życia radość z dobrych oczu...
Och... ktoś je dzisiaj wpięte ma w warkoczu
I cudnym głosem sny me przypomina
Gwiezdne... Przez Boga! wina!
Dajcie wina!
................

Rozbiłem kryształ? co? Przed uczty końcem?
Dobrze! niech w prochy kryształy się kruszą...
Rzeknij mi tylko bracie, czem ty kupczysz?
Och! Tylko słońcem?...
A ja kupczę — duszą.

Uczyńcie wrzawę, zgiełk i głosów wojnę,
Dusze przed własnych śmiechów stawcie sądem,
Na śmiech skazując...
Były zbyt dostojne;
Do życia wracać? Którędy i — po co?
Słońca są wszystkie zarażone trądem,
A uciążliwa jest wędrówka nocą...
Śnijcie! aż przyśni wam się śmierć, a oto
To najpiękniejsze zakończenie dramy.
Uśmiech wam usta skrzywił, więc z ochotą
Zda się, pójdziecie do dantejskiej bramy.
Bracie, handlarzu mądrości żywota,