Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/135

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
131
DIES ILLA...

I oto bieży pędem i wciąż woła,
Komety ogon tryska mu z szyszaku,
A w krwi, jak w słońcu, pali mu się głowa.
Czyli poznajesz tego Archanioła?!...

Jehowa!...

Gdzie archanioły twoje?...
Rzuć wszystkie wojska i anielskie roje
Z wrzawą i krzykiem i piorunem w ręku,
Na tego jeźdźca, który skrzydła włóczy,
Ognisty znacząc ślad po swojej drodze.
Oto na siodła swego oparł łęku
Miecz swój kowany w ogniu krwawej tuczy
I hartowany w słonecznej pożodze.
W oczach mu straszna pali się tęsknota,
A dusza przed nim się rwie, jak wichr z burzy,
Od gwiazd na czole wszystka dziwnie złota.
Jehowa!!
Chyba walka się powtórzy
I rozpacz wstanie nowa
Z owych okropnych dni,
Kiedy największy z aniołów,
Porażon, legł w bezsile
Wśród gwiazd zgaszonych popiołów,
W słonecznym pyle
I w własnej krwi.