Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/80

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 74 —

ny, choć patrzył nieco błędnie; bardzo się jednak ucieszył, kiedy mnie ujrzał.

— Byłeś?

— Byłem...

— Nie zrobiła ci jakiej krzywdy?

— Chciała ode mnie pożyczyć pieniędzy, alem nie dał.

— Nie rób głupich dowcipów, bom bardzo ciekaw. Bardzo mnie kocha? Co gadała?

— Żeś świnia...

— Patrzcie, patrzcie!... A jej psa widziałeś? To bardzo przystojny kundel. Co?

Ja się uczyniłem śmiertelnie poważny.

— Słuchaj, Chrząszcz, — powiadam, — przedewszystkiem wstań, kiedy rozmawiasz z takim, co ma przy sobie sto rubli.

Z nim się coś stało, bo ja równocześnie wydobyłem banknot i ukazałem całą jego świetność. Malarz trochę zbladł, trochę mu oddech zaparło, chciał się podnieść z legowiska, ale nie mógł.

— Ona ci to dała?!

— Ona...

— Moja ciotka?!

— A cóżeś ty myślał, — powiadam, — że mi się oprze? Ja ci Chrząszcz, coś więcej jeszcze powiem: dostaniesz, ile zechcesz.

Ale on jeszcze nie mógł przyjść do siebie.