Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/214

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 208 —

stąpił do Chrząszcza, spojrzał mu głęboko w oczy i rzekł:

— Zostaniesz!

— Nie mogę, przysięgam, że nie mogę...

— Zostaniesz, — rzekł twardo Szczygieł.

— Powiedz ty, że nie mogę! — szepnął Szymon, zwróciwszy się do mnie po pomoc.

Z kolei ja nic nie odpowiedziałem, bo czasem słowo dławi człowieka, jak kość, twarda i zadzierżysta.

— Zostaniesz! — wyrzekł Szczygieł po raz trzeci — Chrząszcz, patrz mi w oczy!

— Po co? traktujesz mnie jak dziecko...

— Ja wiem, po co. Chrząszcz, jadłeś dzisiaj?

Szymon się żachnął, zdawało się jednak, że pobladł jeszcze więcej.

— Nie tylko jadłem, ale się objadłem. Co to za pytania! — dodał ciszej.

— Mądre pytania. Jadłeś?

— Mówię ci, że jadłem.

— Co?

— Nie pamiętam... Coś tam jadłem... Dajcie mi pokój, — prosił łagodnie, jak dziecko.

— Daj słowo, żeś jadł.

Szymon opuścił biedną swoją głowę na piersi i rzekł cicho:

— Mało, ale jadłem...

— Daj słowo!