Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/113

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 107 —

zwierciadlaną. Przyjacioły nasze sprawiły, że w takim a takim dniu znudzone nieboszczyki, którym zmiana miejsca bardzo zresztą mało mogła zaszkodzić, zostały przeniesione do mniej wygodnego lokalu. Trochę ruchu umarłemu nie zawadzi, a myśmy potrzebowali miejsca.

Rozesłane zostały zaproszenia z Chrząszcza i moim skromnym podpisem, zapowiadające, że w sali, specjalnie na ten cel urządzonej, odbędzie sic „herbatka tańcująca“. W komentarzach było powiedziane, że strój jest dowolny, nago jednak ze względu na spodziewaną obecność dam, uprasza się nie pojawiać na sali. Zastrzeżenie to było konieczne, djabli bowiem wiedzą, co zwarjowanemu malarzowi może strzelić w ostatniej chwili do łba. Prosiliśmy też przezornie, aby goście nie przyprowadzali ze sobą swoich rodzin, grzeczna bowiem uwaga w zaproszeniu, zapowiadała — jak można tylko najdelikatniej, — że goście nieproszeni zostaną wyrzuceni za drzwi, gębą na schody bez uwagi na nazwisko, majątek i stanowisko społeczne bezczelnej osoby. W szerokiem tem zaproszeniu proponowaliśmy paniom dekolt raczej od góry, niż od dołu i to w granicach, policyjnie dozwolonych; z dziećmi przy piersi na bal wchodzić nie było wolno. Przezorność nasza, korzystająca ze znajomości naszych przyjaciół i przyjaciółek, była bezgraniczna, zapowiedzianem