Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/112

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 106 —

liliśmy go uczciwie i postanowiliśmy go używać nie lekkomyślnie wprawdzie, lecz z szerokim gestem; odrobić wszystek czas, stracony na głód. odjeść wszystkie posty i bawić się. Chrząszcz aż się rwał do użycia. Łajdak ten zjadł jednego dnia sześć obiadów i cały dzień chodził z wykłówaczką w gębie, co wszystkich jego przyjaciół przyprawiało o żółtaczkę.

Nowy okres życia postanowiliśmy zacząć od wydania wielkiego balu dla poetów, malarzy, rzeźbiarzy, sztycharzy, aktorów, aktorek, modelek i kobiet jeszcze lżejszego prowadzenia się, jednem słowem dla całego artystycznego cechu. Po balu lekkomyślność miała ustąpić miejsca zimnemu rachunkowi, Lukullus miał się powiesić na lampie, Spartanin zaś usiąść miał z chlebem i źródlaną wodą przy naszym stole.

Nie zamyślam sławić rzeczy minionych, bal ten jednakże poruszył całe miasto. Historja bowiem jego była wspaniała.

Jedynym obszernym lokalem, jakiśmy mieli do rozporządzenia przez nasze znamienite wpływy, to była ogromna sala, w której na kilkunastu stołach leżały zazwyczaj nieboszczyki, ze wzgardą milczące, nudząc się śmiertelnie. Stąd je transportowano do prosektorjum. Sala była naprawdę śliczna, a pięknie urządzona, mogła przyodrobinie fantazji przypominać wersalską salę