Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/110

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 104 —

nie czekała na mnie z obiadem, bo jem jutro w klubie. Ty będziesz łaskaw?

— Zobaczę. Trufle tam dają nieświeże.

Księżna Rohan mogłaby się u nas uczyć dstynkcji i cudownej lekkości w prowadzeniu dyalogu.

Jednakże trzeba było o czemś pomyśleć na prawdę. Trzysta rubli to jest bezczelnie wielka kwota. Chrząszcz mówił mi nawet, jakoby to gdzieś czytał, że takiej sumy nie dawali dawniej królowie swoim córkom w posagu. Jest to rzecz w zupełności możliwa. Projektów tedy mieliśmy sto, z których najbardziej omawianym był projekt najprostszy i przedziwnie w konstrukcji swojej jasny, aby ten majątek przepić. Przez chwilę myśleliśmy także o tem, aby za te całe trzysta rubli zakupić msze na intencję zbawienia duszy wspaniałego ofiarodawcy, nieszczęsnego złodzieja, przyszliśmy jednak do przekonania, że to człowiek beznadziejnie zgubiony i nic mu już nie pomoże. Projekt zapisania tego majątku klasztorowi Karmelitanek bosych upadł również szybko, bez dyskusji.

Poznaliśmy wtedy na własnej skórze, ile to nieoczekiwanych trosk rodzi posiadanie wielkiego majątku, czemu nie chcieliśmy wierzyć, kiedy nas o tem przekonywano w szkołach. Całe nieszczęście w tem, że nikt nie chce uwierzyć wiel-