Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/108

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 102 —

tycznych manier i sposobu wyrażania się; jednej nocy śniło mu się nawet, że przyjął lokaja, którego ja znów następnej nocy, również we śnie odprawiłem. Mówić począł cokolwiek przez nos, szczególnie wtedy, kiedyśmy omawiali sprawę najlepszego wykorzystania majątku. Chrząszcz chciał wynająć willę za miastem i trzymać konie, co mu jednak odradziłem, radząc włożyć kapitał do jakiegoś bardzo pewnego banku, procenty zaś obrócić na podróż do Indji Wschodnich.

O własnym yachcie na razie nie mówiliśmy.

Z tych czasów wogóle Chrząszcz wiele zawdzięczał moim zdrowym radom, gdyż dostawszy do rąk majątek, byłby się zmarnował, jak tylu nagle wzbogaconych parweniuszów, ja go to bowiem odwiodłem od zmiany nazwiska, ja go przestrzegałem przed zbyt pochopnem kupowaniem hrabiowskiego tytułu, ja go powstrzymałem przed nabyciem kilku tuzinów jedwabnej bielizny, jam jest, który mu z pomocą poważnych argumentów odradził wzięcie sobie metresy, baronowej Lili van der Loo, chociażby nawet na spółkę z takim zaprzysiężonym jak ja przyjacielem.

Nie mogłem jednak powstrzymać tego konia bożego od tego, by nie urządzał zwarjowanych kawałów w innym stylu. Idąc ze mną ulicą, wchodził nagle, nie uprzedziwszy mnie przed-