Page:Leo Belmont - A gdy zawieszono „Wolne Słowo”.djvu/36

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

—   34   —

znaczy, że on mówił bardzo piękne i humanitarne frazesy. Lecz na tem koniec... Bowiem nie protestował słówkiem, gdy sztab jego siał wśród słuchaczy złe ziarno przez usta p. Libickiego, dopuścił, by sztab ów sporządził niebywale wymowną listę wyborców, na której nie znalazło się ani jedno nazwisko Polaka wyznania niechrześcjańskiego.
 A to dowodziło, że koncentracja pragnie być „judenrein“, że chce być „en odeur de sainteté“ u asemitów i antysemitów, że obawia się podrażnić kanibalizm polski.
 P. Kucharzewski takie postępowanie milczeniem swojem zaakceptował. Powinien więc był, a wraz z nim cała koncentracja wysnuć właściwe konsekwencje. Eliminując żydów, koncentracja tem samem wyrzec się była winna ich pomocy, przewidzieć ich niechęć, która wyrazi się w skupieniu pod sztandarem nacjonalizmu. Powinna była, gdyby posiadała nieco logiki. Ale jej zdawało się, że może być wilk syty i koza cała, że można zadowolnić antysemitów i nie odepchnąć masy żydowskiej. Szczytem wspaniałomyślności wydało się jej, że, usunąwszy żydów za nawias obywatelskości, łaskawie zezwoli im głosować na swoje listy.
 I dlatego poniosła sromotną klęskę, i dlatego, gdy dziś znalazła się w położeniu wysoce poniżającem, zdana na łaskę i niełaskę nacjonalizmu żydowskiego, muszę stwierdzić ze smutkiem: „tu l’as voulu, Georges Dandin!“