Page:Leo Belmont - A gdy zawieszono „Wolne Słowo”.djvu/35

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

—   33   —

 Wdzięczne zadanie leżało bowiem przed koncentracją. Przeciwstawiwszy się zoologizmowi Dmowskiego, mogła ona była zorganizować przeciw niemu rozumniejszą część społeczeństwa polskiego, a z tą ostatnią solidarnie połączyć znaczną część ogółu żydowskiego. Pod wspólnym sztandarem polskim zjednoczyć większość polską i większość żydowską — to byłoby prawdziwem zwycięztwem chorągwi polskiej.
 A na to trzeba było tak mało! Nie trzeba było schodzić z polskiego stanowiska patrjotycznego, czysto polskiej platformy ideowej. Wystarczyło okazać żydom nieco serca. Dowieść, że przyjmuje się, jako towarzyszy pracy i boju tych żydów, którzy do polskości lgną, a dla ciemnych parjasów, bezprawnych, wynędzniałych, dla szerokich rzesz żydowskich, dla ich niedoli ma się gorące współczucie, szczerą chęć moralnego podniesienia ich, obdarowania światłem kultury polskiej.
 Czy byłoby to stanowisko niepolskie? Innemi słowy: czy pojęcie humanitaryzm i polskość to antytezy? Czy złym Polakiem był Czacki, Butrymowicz, a w naszych czasach nieodżałowanej pamięci Eliza Orzeszkowa?
 Ale „koncentracja“ posiadała swoistą koncepcję polskości. Koncepcję, zrodzoną niewątpliwie w promieniach natchnień Jeleńskiego, Dmowskiego i Kłopotowskiego, silnie zabarwioną kanibalizmem tych cnych mężów. Mówię „koncentracja“, a nie p. Kucharzewski. Ponieważ stanowisko tego ostatniego było najzupełniej poprawne, było-że się tak wyrażę — biernie poprawne. To