Słyszycie pomruk fali, z oddali co pluska,
Czujecie powiew śmierci, co was w wir pochłonie —
Nowaczyński dziś ściska różne rabskie dłonie:
Stołeczny Aretino z Sarceyem z Pułtuska!
O Boże! Że też w Polsce niema dotąd kąta,
Gdzie z księgarni nie biją literackie smrody!
O, wierzę, że z swych oczu pleśń zgarną narody!
Jak Orestes, tak chłopi zatłuką Reymonta.
Pisane w listopadzie roku 1918. Przeciw rządowi Moraczewskiego skonfederowali się wtenczas, śród innych, i pisarze konserwatywnego obozu, obierając za swe godło „Białego Orła“. Dziwny to był związek, w którym radzili nad „naprawą Rzeczypospolitej" zarówno najpierwsi w literaturze, jak i ostatnie ciury — tem dziwniejszy, ze znając wielu z konfederatów, zaledwie można ich było posądzać o taką patrjotyczną żarliwość.
Dzisiaj — po bolszewickiej potrzebie — wiemy, jak bardzo sądziło się ich niesłusznie. Nie mówiąc już o reducie Or-Ota (Zgoda 12), w której się poeta okopał i ponoć nawet na wieść o zbliżaniu się Moskali parokrotnie wysadzał (coprawda nie w powietrze) — wszyscy nieomal pisarze „Białego Orła“ mężnie stawali wobec wroga.
Częste przeciw niemu wycieczki czynił i siła mu złego wyrządził Adam Siedlecki herbu Grzymała; był też od bolszewików poznany i ostrzeliwany zaciekle.
Sławę najpierwszych zagończyków zyskali także: Włodzimierz Perzyński i Kornel Makuszyński. O Makuszyńskim zresztą oddawna po większych winiarniach było wiadomo, że „okrutnej to jest fantazji kawaler“; do szeregu przystał jeden z pierwszych i „co koń wyskoczy“ pisał brylantowe oktawy „do broni“ i do generała Hallera.
— 60 —