Page:Lechoń Rzeczpospolita Babińska.djvu/23

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Pamięta pan Marszałek w lipcowy dzień znojny,
Gdy czytał Hutten-Czapski tekst noty spokojny,
Powiedział: „Kto z nas nie ma ni złota, ni miedzi,
Niech płaci tem ojczyźnie chociażby, że — siedzi“.

........................

W pałacu u Marszałka zapada mrok szary,
Gdzieś w kątach kurant grają prastare zegary.
Z ogrodu wszedł pocichu do sali wiew wonny.

........................

Tak zasnął pierwszy w Polsce Marszałek Koronny.





Wiersz ten pisany był w lecie roku 1917 jeszcze przed wyjazdem p. Niemojowskiego do Marchwacza, co znowu nastąpiło na czas pewien przed ostatecznym rozpadnięciem się Tymczasowej Rady Stanu. Przedstawiony jest w tej „wizji przyszłości“ jeden z najzabawniejszych dygnitarzy ówczesnej Polski, podstępnie wywabiony z głuchej prowincji, otumaniony rzekomym talentem dyplomatycznym i poczuciem odpowiedzialności względem zasłużonego nazwiska, człowiek tak nieprawdopobnie bez przekonań i indywidualności, że dosłownie nic o nim nikt nie wiedział, nie wie dotychczas i napewno wiedzieć nie będzie. Zjawisko analogiczne do marszałka drugiej Rady Stanu, p. Franciszka Pułaskiego, również zasługom przodków zawdzięczającego swą wysoką godność, chociaż nie niemieckiej, ale polskiej nominacji. Zarówno w czasie, gdy wiersz ten był pisany, jako też i dzisiaj jeszcze, rodziny Kordeckich, Wielochów, Goworków i Piastów są w naszem życiu politycznem „rodzinami przyszłości“.



— 21 —