Page:Jarosz Derdowski - O Panu Czorlińscim co do Pucka po sece jachoł.djvu/96

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

— 78 —

Drudzi zwoni: Bog we — boczy! — Trzecy: Zbaw go Boże! —
Wreszce piersze dwa ucechłe, le nen trzecy duży
Głoseł swoje: — Zbaw go Boże! — Jesz chwileczkę dłuży.
Ciej ostatne wedoł wdzęcie żałośnie a często,
Tej nastała chwila głucho... tęskno... uroczesto...
Czorlińsciemu, co prze wieży sedzoł w zameszleniu,
Srodze letko sę zrobjeło tero na sąmnieniu.
Wiedzoł, że ciej zwon proszący przemog oba dredzie,
Bog Bartkowi podarowoł wszescie jego dłedzie,
I że prosto ju do nieba jego dusza pudze,
Bo tak mówią dłudzim wieciem posewiali ludze;
Wiedzoł, że mo dobrze tero tam na tamtym świece,
Więc spokojny i wesoły opusceł Głowczece.

Bitwa pod Oseciem.

O nech żedow sę nie pytoł więcy żodnech osob,
Jesz beł rod, że jech sę pozbeł w taci tani sposob.
Oni wiele o kamrota i konia nie dbale,
Bocbe bele sę za nimi więcy oglądale,
Niech so lezą! mesloł sobie, gdze jech nos poniese!
Ale ręczę, że bezemnie zdziną w jacim lese. —
Ju nie gonieł jech, be z nimi nie miec żodny sprawe,
Le sę prędko ku Puckowi pusceł bez murawe.
Ruszoł piechty, bo doch sani nie mnioł, koni też nie,
Końską skorą sę obwinąn i szed sobie pesznie.
Mnijoł duże wse bogate, lecz też bjedne wioscie,
Ale ju sę nie obzeroł, le szed w jimnię boscie.
Dzece wszede, gdze przechodzeł, przed nim ucekałe,