Page:Jarosz Derdowski - O Panu Czorlińscim co do Pucka po sece jachoł.djvu/84

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

— 66 —

Ale mesloł so, żebe mnie ztąd le zabroł sanie.
To sę człowiek jako tako z Pomrow wedostanie.
Pozni, skorno le stanieme na znajomym lądze,
Kupię sobie własne konie, boc doch mąm piniądze.
Żyd niech potym ze swym sewym szuko szczesco w świece,
A jo dali so pojadę do Pucka po sece.
Tam starego jo mąm drucha pąna Wesocciego,
Ten pożyczy mnie piniędzy, jo wiem, bez wszesciego;
Bo mnie wierę kąseczk detkow będze brak na sece,
Ale o tym, żem pożyczeł, nie powiem kobjece. —
Tak so mądry nasz Czorlińsci w głowie medytowoł,
Ciej ze żedem o zabranie z miasta sę ukłodoł.
Godzą sę, że rebok skorę zabjerze z gniadego,
A żyd weznie so nę lechszą z szemla umartego;
Konia w noce weprowadzą do ny drudzi stani
I go cecho do reboka tam zaprzęgą sani,
Bo wejechac muszą z mniasta decht tak pokryjomu,
Abe doch nie brukowale zapłacec nikomu.
Tej so poszle do goscyńca, gdze cy drudzy bele,
I nikogo ju do sebie więcy nie puscele.
Rzekle sobie: — Ciej tu jutro do goscyńca wlezą,
Za zopłatę jeno końscie mnięso jesz należą.
Ciej ju beło po pułnoce, koń beł zaprzężony
I jiwęntorz żydzci wszetek na sanie włożony,
Tej czymprędzy cecho telne otworzele wrota —
Nigdze na wse ju nie widać ani psa ni kota;
Mniesąc schowoł sę pod chmurę, noc więc beła cemno,
Ale wiater pisczoł głosno robiąc wieldzie zemno.