— 59 —
— To jo! — smniało rzek Czarownik — Jo jem na to macher,
Jo odkupię je od pąna, ny! le zrobma szacher! —
Pąn mnie do te kuńscie skore, a jo pąna za nie
Nazod będę wioz do Chmnielna, cze nie rechtyk, pąnie? —
Tej Czorlińsci mu szyderczo odpowiedzoł na to:
— A cze mosz te jacie konie? Te mosz fifę, łato!
— Ny? Co fife? Choć jo nie mąm pore tak jak wasza,
To mąm jednak kuń — aj wąder! — bjoły jakbe kasza. —
Rebok rzecze: — Łżesz szachraju, gdze go mosz? powiadej! —
— W drudzi karczmnie, ny! le pucma go oboczec, chadej!
Obaj poszle więc do stani, kęne stojoł bjałach;
Beł to z ortu wesociego srodze stary wałach.
Szlachcec, skorno go oboczeł, zazdrzoł mu do peska,
— Jencie! — rzecze — Mo ju z przodku z djachła dłudzie kłeska!
Wiele żes te doł za niego? ten doch drodzi nie je,
A jesz widzę, że na jedno oko ju slepieje! —
— Co dol, to dol! — rzecze żedek — Co pąnu do tego?
Ale wej, co tu na lewym udze mo taciego! —
Szlachcec schyleł sę i spostrzeg pieczęc wepoloną,
Pieczęc polską z polscim orzłem, berłem i korąną.
Zaro żeda więc oczami pytająco mnierzy:
— Godej! Zkąd te mosz go, on je od polsciech żołmnierzy! —
— Jo go kupiel — odrzek żedek — na aukcyji wczora,